Czym są suplementy diety? Krótka opowieść o tym, jak firmy farmaceutyczne sprzedają żywność w aptekach

Farmaceuci nie potrafią docenić prawidłowej suplementacji?

Zdaję sobie sprawę z tego, że pierwsza część mojego artykułu zabrzmiała jak pieśń pełna nienawiści do suplementów. Spokojnie, nie jest aż tak źle :) Chciałam tylko zwrócić Waszą uwagę na podstawowe „bolączki” tej grupy preparatów – na ich nieudokumentony skład, nadawanie im właściwości leczniczych, których nie posiadają i całkowity brak kontroli nad tymi specyfikami. Jestem jednak daleka od stwierdzenia, że wszystkie suplementy diety powinny być z hukiem wrzucone do wielkiego pojemnika i rytualnie spalone.

Brak kontroli nad tymi preparatami doprowadził do sytuacji, kiedy to suplementem nazywany jest specyfik nie zawierający w swoim składzie żadnych składników występujących naturalnie w naszych posiłkach. Producenci tego typu „medykamentów” zarzucają niekiedy nam, farmaceutom, niedocenianie roli prawidłowej suplementacji – jak to rzekomo nie jesteśmy w stanie zozumieć wielkiej roli, jaką spełnia dla naszego zdrowia dostarczanie wszystkich najważniejszych składników odżywczych i minerałów. Otóż nie – nie dość, że jesteśmy w stanie to docenić to jeszcze całkowicie popieramy. Jako farmaceutka i po prostu młoda kobieta zdaję sobie sprawę z tego, jak wygląda codzienny posiłek statystycznego Kowalskiego – nie dość, że jemy szybko, niezdrowo to jeszcze to co spożywamy jest często przetworzone do tego stopnia, że nie ma co liczyć na pełną gamę witamin i odpowiedni poziom olejów nienasyconych. Z tego tez względu niekiedy naprawdę należy postarać się o prawidłową suplementację. Taka była pierwotna funkcja suplementów – miały uzupełniać, to czego brakowało nam w naszej pierwotnej diecie. I świetnie. Błogosławieństwo na drogę.

Tyle, że brak kontroli nad tymi preparatami doprowadził do sytuacji, kiedy to suplementem nazywany jest specyfik nie zawierający w swoim składzie żadnych składników występujących naturalnie w naszych posiłkach. A skoro nie występuje on normalnie na naszym talerzu to co ma uzupełniać? Może nie rozumiem pewnych kwestii, ale co w mojej diecie ma uzupełniać suplement diety zawierający w swoim składzie węgiel leczniczy? Rozumiem magnez, kwasy omega, ale węgiel??

suplementy_blogŹródło: epSos.de / Foter.com / CC BY

Suplementowy bałagan – jak to wszystko ogarnąć?

Mimo iż nie jestem fanką suplementów to nie jestem również zwolenniczką wrzucania wszystkich specyfików oznaczonych tą kategorią do jednego worka. Z pewnością znajdą się wśród nich preparaty, w których dawki poszczególnych są tak śmieszne, że trzeba by było zjeść z pół opakowania naraz, aby osiągnąć jakikolwiek efekt. Albo są to formy, o których wiemy, że nie wchłoną się w ogóle albo w tak znikomym stopniu, że na pewno nie będą działały tak świetnie, jak przekonuje nas do tego producent i ubrany w biały fartuch (sic!) pan zza szklanego ekranu naszego telewizora.

Wśród tego całego suplementowego bałaganu znajdziemy również preparaty, o których możemy powiedzieć, że są prawdziwymi perełkami - wysokie dawki, dobrze przyswajalne formy, sensowne dawkowanie. Tylko ta rejestracja :) Ale no cóż, czasami nie wolno być wybrednym w szczególności, że wśród niektórych grup preparatów nie znajdziemy w ogóle leków dostępnych w ogólnej sprzedaży (przykład: kwasy omega3 – jedyny lek z tej grupy Omacor zarejestrowany jest na receptę). Jak podejść do takiej sytuacji?

No cóż, w przypadku moim i moich kolegów po fachu obowiązuje zasada ograniczonego zaufania :) Ważna jest również opinia producenta i opinie stosujących go osób. Wiem, że nie jest to może zbyt profesjonalne, ale gdy nie ma żadnych badań… Jak to mówią, gdy się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma :)

 

Dlaczego nie jest lekiem coś, co powinno nim być?

Trzecia grupa preparatów to suplementy, które moim zdaniem są nimi tylko z nazwy. Bo tak, jak pisałam już wcześniej, jak można nazwać suplementem preparat zawierający składniki nie wystepujące normalnie w naszej diecie? Jeżeli ma takie działanie, jak deklaruje producent to zarejestrujmy go jako lek i problem z głowy! Ale teoria teorią…

Przykłady? Tabletki Perspi-Block - nie wiem, jak u Was, ale w mojej diecie liście szałwi, pokrzywy czy skrzypu normalnie nie występują. Podobnie jak Varixinal - suplement reklamowany jako preparat poprawiający stan żył, a zawierający w swoim składzie wyciąg z kasztanowca czy ruszczyka kolczastego. Jeżeli nie jesteście fanami kory drzewa kasztanowego spożywanej na sucho przed telewizorem to również nie można zaliczyć go do suplementu DIETY. Albo wspomniany juz węgiel leczniczy. Albo laktuloza jednego z producentów… Przykłady możnaby mnożyć i mnożyć. O co więc chodzi?

pieniadze_blog1Źródło: epSos.de / Foter.com / CC BY

Mądrze ktoś kiedyś powiedział, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze :) Dlaczego preparaty, które powinny być zarejestrowane jako leki (w końcu takie wrażenie odnosi każdy konsument oglądający reklamy tych specyfików) ma rejestrację suplementu diety? Powodów może być kilka (o niektórych już pisałam, ale zbierzmy to do kupy):

      1. Suplementy diety nie muszą mieć przeprowadzonych absolutnie żadnych badań potwierdzających skuteczność danego preparatujest to prosta droga do wyprodukowania bubla, którego jedynym zadaniem będzie nabijanie pieniedzy firmie farmaceutycznej; od momentu „zarejestrowania” preparatu w GISie jego kariera związana jest już tylko i wyłącznie z odpowiednią reklamą w mediach
      2. Suplementy w przeciwieństwie do większości leków mogą być sprzedawane wszędzie, nie tylko w aptekach – obecnie w tzw. pozaaptecznych punktach obrotu lekami (czyli po polsku stancje benzynowe, hipermarkety etc.) znaleźć można jedynie leki, które na podstawie odpowiednich dokumentów zostały dopuszczone do takiej sprzedaży. Jest to stosunkowo niewielka grupa preparatów i to tych uznawanych za najbezpieczniejsze i niezbędne. W przypadku suplementów żadne ogranicznie nie istnieją. Daje to producentom większe pole do popisu – mogą rozprowadzać oni swój produkt nie tylko w aptekach, co znacznie zwiększa ich obroty
      3. Suplementy nie podlegają kontroli Inspekcji Farmaceutycznej, a jedynie Inspekcji Sanitarnej - nie podlegają one wycofaniom, kontrolom jakościowym czy sprawdzaniu w jakich warunkach są przechowywane. Inspekcja Sanitarna traktuje je jak żywnośći i  bada je (jeżeli już) jedynie pod kątem występujących zanieczyszczeń, w tym pestycydów – w szczególności dotyczy to surowców roślinnych. Innymi słowy producent jest poza kontrolą i jeżeli GIS nie udowodni mu, że sprzedaje czysty arszenik to do tej pory jest… „hulaj dusza, piekła nie ma” :)

Wszystko sprowadza się do jednego – kasa, kasa, forsa, KASSSAA…

Ehhh… Suplementy diety to bardzo rozległy temat. Można by było o nich pisać i pisać. Tutaj chciałam Wam tylko uświadomić „subtelną” różnicę pomiędzy prawdziwymi lekami, a pseudo-leczniczymi(sic!)-specyfikami, o których wiemy tyle, co producent napisał na opakowaniu. A papier, jak powszechnie wiadomo, przyjmie wszystko… Na koniec jeszcze tylko krótki cytat z przytoczonych już wcześniej badań nad miłorzębem:

Suplementy diety nie powinny być utożsamiane z produktami leczniczymi. Pacjenci powinni być informowani o statusie preparatu, gdyż tylko odpowiednia ilość standaryzowanych wyciągów może gwarantować aktywność leczniczą i bezpieczeństwo stosowania preparatu w zalecanych dawkach.

A jakie są Wasze doświadczenia z suplementami?

Zdjęcie główne: Carsten Schertzer / Foter.com / CC BY

Facebook0Google+0Twitter0Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *