Siniaki? To już nie problem! Porozmawiajmy o nich, gdy zima za pasem.

Dzisiaj rano spadł pierwszy śnieg. Podobno. Sama nie widziałam, bo chyba przespałam ten moment, gdy nadrabiałam braki snu po nocnym dyżurze. Ale wierzę na słowo :) Niezależnie jednak od tego czy białe płatki z nieba spadły czy też nie, nie ma co się oszukiwać – zima nadchodzi wielkimi krokami. I na pewno zaskoczy drogowców – to już taka sama tradycja jak Kevin sam w domu podczas Świąt Bożego Narodzenia. Ważne, żeby nie zaskoczyła nas. I żebyśmy sezonu zimowego nie rozpoczęli od zwichniętej kostki czy gigantycznego siniaka na pół kolana, którego nabawiliśmy się idąc śliskim chodnikiem do pracy. Bo tak to pewnie będzie teraz wyglądać – cieniutka warstwa śniegu, a pod nią warstwa lodu godna olimpijskiego lodowiska. Chwila nieuwagi i kłopot gotowy. Nieestetyczne siniaki to chleb powszedni w tym okresie. To również norma wśród sportowców czy małych dzieci. Dlatego dzisiaj nauczymy się co robić, kiedy i nas to spotka. Zaczynamy!

 

Słowem wstępu…

Siniaki są potocznym określeniem na niewielkie wylewy krwi pojawiające się na skutek urazu mechanicznego. Innymi słowy, jest to skutek uszkodzenia naczyń krwionośnych znajdujących się tuż pod naszą skórą przez uderzenie tępym przedmiotem czy nawet ten upadek na śniegu. Uraz jest na tyle nieszkodliwy, aby nie przerwać ciągłości skóry, ale wystarczy, aby z niewielkich naczynek krwionośnych poleciała krew. To właśnie dlatego siniaki (w „mocniejszej” wersji zwane krwiakami) są na początku krwistoczerwone, niemalże fioletowe. Wylewająca się z naczynek krwionośnych krew zajmuje pewien obszar i „prześwituje” przez skórę. Później, w miarę tego jak krew się wchłania, siniak staje się coraz jaśniejszy, zmienia kolor na brązowy, żółty, aby w końcu w ogóle zniknąć. Trwa to zazwyczaj około kilku dni.

Siniaki są potocznym określeniem na niewielkie wylewy krwi pojawiające się na skutek urazu mechanicznego. Niewielkie krwiaczki same w sobie nie stanowią większego problemu do zmartwień. Nie znam osoby, która nigdy nie nabiła sobie większego lub mniejszego siniaka. Wręcz pamiętam, jak jeszcze kilkanaście lat temu był to prawdziwy powód do dumy, a dzieciaki na podwórku chwaliły się, które z nich nabiło sobie większego guza podczas codziennych przygód. Jakoś nigdy nikomu krzywda się nie stała, a my żyjemy do dzisiaj. To również normalna rzecz dla osób uprawiających sport czy osób starszych – innymi słowy, wszystkich osób narażonych na urazy. Problem zaczyna się wówczas, kiedy siniaki pojawiają się samoistnie, bez żadnego urazu mechanicznego. Mogą wówczas świadczyć o poważnych problemach zdrowotnych.

krew_blogŹródło: Jon Åslund / Foter.com / CC BY

Samoistne siniaki obserwuje się najczęściej u osób z zaburzoną hemostazą, czyli procesem krzepnięcia krwi. Jeżeli pojawiają się one na naszej skórze, mimo iż nie mieliśmy bliskiego spotkania z rogiem szafki czy śliskim chodnikiem, to warto skonsultować z lekarzem, aby przeprowadzić ewentualne badania krwi.

Problem zaczyna się wówczas, kiedy siniaki pojawiają się samoistnie, bez żadnego urazu mechanicznego.Powstawaniu niewielkich wylewów krwi z naczyń krwionośnych sprzyjają również niektóre leki. Na czele tej grupy preparatów stoją leki przeciwzakrzepowe (Warfin, Acenocumarol, Acard, Sintrom) stosowane przede wszystkim u osób po zawałach, operacjach i z chorobą zakrzepową. Ich działanie lecznicze opiera się o „rozrzedzenie” krwi, a więc logicznym jest, że wylewy mogą się zdarzać. Dodajmy do tego jeszcze niesteroidowe leki przeciwzapalne (bo hamuje się nie tylko stan zapalny, ale i płytki krwi, które odpowiadają za krzepnięcie), leki przeciwastmatyczne czy przeciwdepresyjne i okazuje się, że całkiem spora osób może mieć tendencję do tworzeniach samoistnych siniaków. Znacznie częściej siniaki są również obserwowane u osób z marskością wątroby, nadużywających alkoholu czy z niedoborem witaminy C (zmniejsza się wówczas elastyczność naczyń krwionośnych przez co stają się bardziej „kruche” i podatne na uszkodzenia). Niezależnie jednak od przyczyny, zawsze warto skonsultować z lekarzem fakt pojawiania się tych mało estetycznych zmian.

Dzisiaj jednak zakładam, że Wasze siniaki powstały w tradycyjnych okolicznościach, a Waszym jedynym zmartwieniem jest to, że za kilka dni impreza na urodzinach znajomego, a Wasze kolano zdobi wielki, czerwony siniec. Co zrobić, aby pozbyć się go możliwie szybko?

 

Krok pierwszy – chłodne okłady

Zapewne domyślaliście się, że zacznę od tego. I faktycznie, nie zawiodę Was. Zimne okłady są rzeczą, która naprawdę może Wam pomóc.
Po pierwsze, niska temperatura działa „znieczulająco” – po zastosowaniu chłodnego okładu zmniejsza się ból, a także ewentualny obrzęk. Po drugie – powoduje ona skurcz naczyń krwionośnych. Jeżeli przyłożycie w miejscu stłuczenia coś chłodnego to możecie liczyć, że mniejsza ilość krwi wyleje się do otaczających tkanek. Im mniej wylanej krwi, tym mniejszy siniak – logiczne. Chłodne okłady stosuje się przez pierwsze 24-48 godzin. Wiadomo, im wcześniej przyłożymy coś zimnego, tym ich skuteczność będzie większa. Może być to cokolwiek – zimna łyżka, mokry ręcznik, mrożonka wielowarzywna kupiona na obiad. Nasze naczynia krwionośne nie są wybredne – zadowoli je cokolwiek o temperaturze niższej niż otoczenie. Okłady należy robić w drobnych odstępach – najlepiej 10 minut chłodzenia i 20 minut przerwy. Wszystko w imię tego, aby naszej skóry nie wychłodzić aż za bardzo, gdyż to również nie jest dobry pomysł. Po odłożeniu okładu pozwólmy naszej skórze samoistnie wrócić do odpowiedniej temperatury. Lepiej nie nakładać na nią nic ciepłego, gdyż nie tylko zniweczy to wcześniejszy efekt, ale i wręcz da wynik kompletnie odwrotny.

Zimne okłady są rzeczą, która naprawdę może Wam pomóc.Jeżeli mamy ochotę na coś bardziej „wytrawnego” niż kawałek schabu z zamrażalnika to możemy pokusić się o artykuły bardziej „medyczne”. Na aptecznych półkach znajdziemy chociażby żelowe kompresy zimno-ciepłe. Mają one postać żelowych poduszeczek o najróżniejszych rozmiarach – dla każdego zbicia coś się znajdzie :) Nazywają się zimno-ciepłe, gdyż możemy je wykorzystać na dwojaki sposób – po wrzuceniu ich lodówki/zamrażalnika będą świetnie schładzały, natomiast po wrzuceniu do garnka z ciepłą wodą idealnie rozgrzewały stłuczone miejsce. Wbrew pozorom to drugie działanie również się przydaje, ale o tym później.

Jeżeli zbicie nie jest zbyt mocne i znajduje się w odpowiednim miejscu można pokusić się o hydrożelowe plastry chłodzące. Ich dużą zaletą jest to, że można je nosić stale przez okres ok. 8 godzin – tyle powinny chłodzić. Nie ma co spodziewać się takie efektu, jak po kompresie z zamrażalnika, ale w warunkach polowych może się okazać naszym jedynym ratunkiem.

lod_blogŹródło: Rookuzz. / Foter.com / CC BY

Możemy się również pokusić o aerozole chłodzące. Efekt dają najlepszy, ale umówmy się – nie są one typowym wyposażeniem sportowej torby czy damskiej kopertówki. Najpopularniejszym preparatem tego typu jest Altacet Ice stanowiące uzupełnienie preparatów spod marki Altacet. Rozwieję jednak Wasze wątpliwości – nie znajdziecie w nim takich samych składników, jak w żelu czy tabletkach. Jest to popularny błąd w myśleniu wielu osób odwiedzających moją aptekę. Niestety (albo stety:) w preparacie tym znajdziemy głównie chłodzący mentol i łagodząco-nawilżający pantenol, który zadba odpowiednio o naszą stłuczoną skórę. Na podobnym składzie (bez pantenolu) opiera się również Reparil Ice-Spray czy IceMix. Taki „sztuczny lód” jest idealny na wszelkie wyjazdy lub zawody – w końcu zamrażalnika na nich nie uświadczymy. Nie mamy co się obawiać, że nasza skóra schłodzi się aż za bardzo, w związku z tym możemy je stosować bez obaw. Jedyne zastrzeżenie – nie nadają się dla osób szczególnie wrażliwych na mentol czy olejki eteryczne. A! I niech nikogo nie podkusi stosowanie tych aerozoli na uszkodzoną skórę, bo dopiero poczujecie, że żyjecie jak rana zacznie piec!

 

Ciepłe okłady 

Wiem, że dla niektórych rozgrzewanie stłuczonego miejsca jest taką samą herezją jak jedzenie placków ziemniaczanych z cukrem, ale okazuje się, że ciepłe okłady również mogą pomóc naszej skórze wrócić do dawnego, „bezsiniakowego” stanu. Bardzo ważna jest tyko jedna kwestia - stosujemy je dopiero na 2-3 dzień od powstania krwiaka. Przez pierwsze 24-48 godzin stosujemy zimne okłady, aby zmniejszyć wylew krwi z uszkodzonych naczynek krwionośnych. Jeżeli zaczniemy zbyt wcześnie rozgrzewać naszego siniaka to okaże się, że naczynka zamiast się skurczyć to rozszerzą, a krew popłynie strumieniami. Krwiak będzie jeszcze większy niż miał być oryginalnie. Z tego też względu – łapy precz od ciekłych okładów przynajmniej przez dobę!

Bardzo ważna jest tyko jedna kwestia – stosujemy je dopiero na 2-3 dzień od powstania krwiaka. Skoro już to ustaliliśmy to może zastanówmy się, dlaczego w ogóle ciepłe okłady się stosuje. Otóż okazuje się, że rozgrzanie stłuczonego miejsca jest świetnym sposobem, aby przyspieszyć oczyszczanie naszego krwiaka. W takich warunkach poprawia się krążenie krwi przez co uszkodzone komórki mają łatwiejszą drogą odpływu. Razem z uszkodzonymi komórkami wchłania się również hemoglobina, a siniak z czerwonego staje się coraz bardziej żółty i żółty.

Do ciepłych okładów możemy wykorzystać wspomniane już przeze kompresy żelowe – z tym, że teraz zamiast do lodówki wrzucamy je na kilka minut do garnka z ciepłą wodą. Niegłupim sposobem jest również stosowanie poduszki elektrycznej – pamiętajcie tylko, że najwyższy stopień grzania nie jest dobrym pomysłem, jeżeli nie chcemy się poparzyć :)

 

W naturze siła!

Całe szczęście nie tylko zimne czy ciepłe okłady mogą nam pomóc w pozbyciu się fioletowych krwiaków. Na aptecznych półkach znajdziemy również kilka preparatów ziołowych, które mogą przyspieszyć proces wchłaniania się sińca. Większość z nich opiera się o wyciągi z arniki górskiej, kasztanowca czy nagietka. Wbrew temu, co mówią niedowiarki – one naprawdę potrafią zdziałać cuda.

Warto jednak pamiętać, że maści poleca się głównie starszym dzieciom i osobom dorosłym. Dla młodszych pacjentów poleca się głównie żele arnikowe. Moją ulubioną ziołową maścią na stłuczenia i krwiaki jest Arcalen. W składzie maści znajdziemy wyciąg z koszyczka arniki, koszyczka nagietka oraz wyciąg z kory kasztanowca. Składniki te działają wzmacniająco na ścianki naczyń krwionośnych, uszczelniają je oraz sprzyjają resorpcji płynu po ich uszkodzeniu, dzięki czemu ściągają również obrzęki. Jest to idealny preparat dla osób, które nie tylko chcą się pozbyć siniaków, ale dokucza im również niewielki obrzęk stłuczonego miejsca. Dodatkowo arnika wykazuje działanie przeciwzapalne, co ma szczególne znaczenie przy bardziej stłuczonych kończynach.

Wyciąg z kasztanowca zawiera również maść o wiele mówiącej nazwie Siniak. Ten żel pielęgnujący zawiera w swoim składzie dodatkowo, uszczelniającą naczynia krwionośne, trokserutynę oraz wyciąg z oczaru wirginijskiego. Jeżeli komuś zależy na samej arnice to w sprzedaży znajduje się preparat nazywający się po prostu Maść arnikowa. Kosztuje grosze, a na niewielkie sińce będzie idealna.

Warto jednak pamiętać, że maści poleca się głównie starszym dzieciom i osobom dorosłym. Dla młodszych pacjentów poleca się głównie żele arnikowe (np. firmy Flos-Lek). Oddzielna kwestia to konsystencja takich specyfików. W przypadku żeli jest ona „lżejsza” – maści opierają się w dużej mierze na wazelinie, która jest po prostu tłusta.

Ciekawym zielem wspomagającym leczenie krwiaków jest żywokost lekarski. Zmniejsza on opuchliznę, a dodatkowo zawiera składniki, które przyspieszają regenerację skóry i tworzenie nowych naczyń krwionośnych. W popularnej Maści Żywokostowej (firma Gorvita) występuje razem z wyciągiem z arniki.

arnika_blogŹródło: nordique / Foter.com / CC BY

Heparyna na pomoc, czyli jak się pozbyć naprawdę sporych siniaków

Umówmy się – jeżeli zmiany na naszej skórze są naprawdę spore to ciężko będzie je usunąć za pomocą zwykłego okładu i wyciągu z arniki. Metody te świetnie sprawdzają się w przypadku niewielkich siniaków, ale mogą sobie nie poradzić z większymi wybroczynami. Warto wtedy sięgnąć po broń większego kalibru, czyli heparynę oraz polisiarczan mukopolisacharydowy – heparynoid o właściwościach zbliżonych do heparyny.

Heparyna oraz sam heparynoid wykazują działanie przeciwzakrzepowe – z polskiego na nasze oznacza to, że zmniejszają krzepliwość krwi. Stosowane miejscowo wpływają korzystnie na przepływ krwi, działają przeciwzapalnie, hamują tworzenie się skrzepów, przyspieszają wchłanianie krwiaków podskórnych i zmniejszają obrzęk i wysięk do otaczających tkanek. Chciałoby się powiedzieć – lek idealny. I rzeczywiście, preparaty na bazie heparyny i heparynoidu uważam za najskuteczniejsze w leczeniu sporych krwiaków.

Preparaty na bazie heparyny i heparynoidu uważam za najskuteczniejsze w leczeniu sporych krwiaków.Na polskim rynku dostępne są trzy preparaty zawierające w swoim składzie polisiarczan mukopolisacharydowy. Jest to między innymi Mobilat oraz Hirudoid. Oba z nich występują w postaci maści i żeli, natomiast ten pierwszy zawiera w swoim składzie dodatkowo kwas salicylowy oraz wyciąg z kory nadnerczy. Warto pamiętać, że do leczenia krwiaków przeznaczone są głównie żele. Mają one działanie głównie powierzchniowe, a przecież nieestetyczne, pourazowe wybroczyny występują pod powierzchnią skóry. Maści są przeznaczone głównie do leczenia zapalenia stawów oraz żył powierzchniowych.

Ciekawym preparatem jest również Helason zawierający w swoim składzie oprócz heparynoidu również hialuronidazę będącą enzymem białkowym. Jej działanie opiera się o hydrolizę kwasu hialuronowego przez co zwiększa przepuszczalność tkanki łącznej, zmniejsza obrzęki i wysięki.

Preparatami na bazie heparyny są natomiast Lioton 1000, Heparin-Hasco czy Heparin-Hasco Forte.

To właśnie te preparaty uważam za najskuteczniejsze w leczeniu krwiaków. Ich wadą jest jednak cena – większość z nich oscyluje w okolicach przynajmniej 20zł. Warto się jednak nimi zainteresować, jeżeli zmiany są naprawdę spore i sprawiają nam kłopot.

Jak widać, metod leczenia krwiaków i najzwyklejszych siniaków jest całkiem sporo. Mamy metody naturalne i troszkę bardziej „chemiczne”. Myślę, że wiedza na ten temat może się przydać każdemu z Was, niezależnie od tego czy uprawiacie sport, czy jesteście starszą osobą, czy po prostu trafiliście na kant stołu goniąc za swoim dzieckiem po mieszkaniu. Bo siniaków nikt nie lubi. A ja to już w ogóle :) Szkoda tylko, że taka ze mnie fajtłapa i co rusz dołączam nowego do kolekcji.

A jakie są Wasze doświadczenia z siniakami? Macie jakieś własne metody na pozbycie się tych brzydkich zmian? Czekam na odpowiedzi w komentarzach!

Zdjęcie główne: bortescristian / Foter / CC BY

Facebook0Google+0Twitter0Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *