Niedzielne Trzy po Trzy: Rzeczy, które zawsze mam w swojej wyjazdowej apteczce.

Wiecie, co ciekawego ma w sobie WordPress, czyli silnik na którym piszę tego bloga? To, że można ustawić datę i godzinę publikacji postu, a on sam na blogu się umieści, kiedy tylko nadejdzie odpowiednia chwila. Tak, ten post zalicza się do takich właśnie wpisów i nie wiem, czy nie użyję tej opcji kilka razy w przeciągu następnych dwóch tygodni. Powód jest bardzo prozaiczny – jestem na urlopie. Nie planuję opuszczać bloga na stałe, bo odwyk od sieci byłby dla mnie zbyt bolesny, ale rozumiecie, że kiedy mam w planach zwiedzać Stary Kontynent to nie koniecznie będę miała czas na pisanie postów. Spokojnie jednak! Aktualizacje będą. Troszkę Was oszukam i dlatego spodziewajcie się kilku wpisów, które napisałam jeszcze przed wyjazdem. Mam nadzieję, że nie poczujecie większej różnicy:) I nie denerwujcie się, jeżeli na wszelkie Wasze komentarze, sugestie i maile będę odpisywać z pewnym opóźnieniem.

A w chwili kiedy to czytacie szykuję się na podbój zachodniej części Europy i przekraczam najprawdopodobniej granicę polsko-niemiecką. Nie jest to urlop, jaki sobie wcześniej zaplanowałam – mówiąc szczerze jest to taki spontan, że aż strach. Na Facebooku pisałam Wam ostatnio, że mojemu mężowi anulowali urlop… kiedy już na niego wyjechaliśmy. Nie zatrzymali nas wprawdzie w Paryżu, ale po weselu przyjaciół w Zielonej Górze mój luby wraca do domu, a ja odwiedzam jego siostrę w Brukseli. Trzymajcie kciuki, żebym cała dojechała! I żebym w Brukseli się nie zgubiła, bo jak na mnie jest to bardzo prawdopodobne:)  Ale wracając do samego tematu – z racji tego, że jestem na urlopie to postanowiłam, że dzisiejsze Trzy po Trzy będzie bardziej na luzie. Przez ostatnich kilka dni pakowałam się intensywnie i jak na prawdziwą farmaceutkę przystało spakowałam również naszą wyjazdową apteczkę. Nie jest może tak obszerna jak zeszłoroczna, gdy jeździliśmy do Chorwacji, ale kilka rzeczy musiało się w niej znaleźć. Jesteście ciekawi, które rzeczy zabieram ze sobą absolutnie zawsze, niezależnie od tego gdzie jadę, a których nie zabieram praktycznie nigdy? Dzisiaj możecie się tego dowiedzieć!


Top 1: Ibuprom

Nie, nie jestem odporna na ból. W ogóle. Ani trochę. Jestem jak prawdziwa baba i kiedy boli mnie głowa to kładę się na kanapie i umieram w ciszy, a nie idę na pole kopać ziemniaki. Poza tym, powiedzmy sobie szczerze – ból głowy, zęba, pleców, stopy czy czegokolwiek co może nas boleć może skutecznie zepsuć każdy urlop. A że bóle głowy zdarzają mi się w przeciągu ostatnich miesięcy nieprzyzwoicie wręcz często (niestety) to i leki muszę być odpowiednio zaopatrzona – w szczególności, że nie uznaję kupowania leków przeciwbólowych w nagrzanym do tysiąca stopni kiosku czy na stacji benzynowej. Mój mąż również z tego korzysta, w szczególności kiedy zapomni swoich porannych leków na nadciśnienie:)

Co zabieram na wyjazd? Ibuprofen. Zawsze. Nigdy nie zapakowałam niczego innego, bo nie chcę się zastanawiać o której brałam ostatnią tabletkę i czy mogę wypić z czystym sumieniem piwo na plaży. Bo nie wiem czy pamiętacie, ale przy każdej okazji przypominam Wam o tym, aby z alkoholem nie łączyć innego, popularnego leku przeciwbólowego – paracetamolu, który znajdziecie chociażby w takich preparatach jak Apap, Panadol czy Codipar. Paracetamol + alkohol = uszkodzenie wątroby. Prawda to najważniejsza i niech nikt nie próbuje na sobie testować czy coś w tym jest. Ja osobiście też nie planuję i dlatego w mojej wyjazdowej apteczce nigdy nie znalazł się paracetamol.

Dobra, nie oszukujmy – ibuprofenu (Ibuprom, Ibum, Nurofen) też nie powinno łączyć się z alkoholem. Zresztą, żadnych leków przeciwbólowych nie powinno się tak miksować. Jeżeli już jednak przyjdzie co do czego to ibuprofen jest złem najmniejszym. A głowa przestanie boleć tak samo szybko.

alkohol_blog2Zdjęcie główne: Dusty J / Foter.com / CC BY

Top 2: Imodium Instant

Wszystko jestem w stanie wytrzymać – ból głowy, odciski na nogach i co tam jeszcze sobie wymarzycie. Ale biegunki w środku wycieczki po górach nie chciałby zaliczyć chyba nikt. Ja również się do takich osób zaliczam i gdy tylko poczuję nadchodzącą rzadką chorobę to szybko ratuję się właśnie tymi tabletkami. A wszyscy wiemy jak to na wczasach jest – zmiana otoczenia, inna kuchnia, inne bakterie. Kto pojedzie na urlop do Egiptu od razu mnie zrozumie – nie bez powodu słynna Zemsta Faraona jest jednym z największych problemów podróżujących tam Polaków.

Dlaczego Imodium Instant? Bo występuje w postaci tzw. liofilizatu doustnego. Mówiąc trochę mniej fachowym językiem są to tabletki, które po położeniu na język powinny się po chwili rozpuścić i zacząć wchłaniać. Popijać nie trzeba, więc poszukiwanie wody na środku plaży nie jest koniecznie. I działa szybko, a jak wiemy w takich przypadkach każda sekunda ma znaczenie:) Imodium Instant zawiera w swoim składzie loperamid, czyli substancję, która sprawia, że przewód pokarmowy dłużej pracuje, a my jesteśmy w stanie dobiec do toalety. Ten sam lek znajdziecie w o wiele popularniejszym Stoperanie czy Laremidzie. One jednak mają postać kapsułek i tabletki, więc na warunki spartańskie w dziczy niekoniecznie się nadają.


Top 3: Maści i plastry na odcinki

Nie wiem czy to moje stopy są jakieś niewymiarowe czy może buty kupuję niewygodne. Niezależnie od przyczyny, maść i plastry na odcinki muszą się znaleźć w mojej apteczne absolutnie zawsze. Nie wyjeżdżam bez nich z domu, bo i tak zawsze skończy się tak samo, niezależnie od tego czy jestem w europejskiej stolicy czy w dziczy na końcu świata. Zawsze spędzam urlop aktywnie, więc i plastry się przydają. Jak dla mnie jest to pozycja absolutnie, ale to absolutnie obowiązkowa!

stawy_blog2Źródło: yuckfa / Foter / Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

A których rzeczy nigdy ze sobą nie zabieram?


1. Filtry słoneczne i żele po opalaniu

No dobra, nie jest to może zbyt prozdrowotne zachowanie biorąc pod uwagę ile się mówi o tych wszystkich czerniakach, nowotworach skóry, fotostarzeniu i nadwrażliwości na słońce. Opalać też się nie lubię i trzeba by było mnie chyba przykuć do nadmorskiej plaży, żebym spędziła na niej w bezruchu dłużej niż 20 minut. Mimo to, smaruję się nimi nieprzyzwoicie wręcz często. Wychodzę z założenia, że opalenizna jest niemodna i nie pasuje mi do koloru włosów:) Dlaczego więc nie biorę ze sobą żeli do opalania? Powód jest bardzo prozaiczny. Po prostu… żal mi na nie miejsca w walizce. Wychodzę z założenia, że zawsze mogę to kupić na miejscu, bo wprawdzie apteki nie znajdę na każdym rogu to supermarket albo stragan przy plaży – wręcz przeciwnie. Poza tym, wszyscy wiemy jaka pogoda potrafi być kapryśna. Miało być słońce, a leje od tygodnia – to już jest norma nad polskim morzem, musimy się z tym pogodzić i przygotować na taką ewentualność. Z tego też względu zawsze myślę tak samo – będzie potrzebne, to kupię. Od tej reguły zrobiłam wyjątek tylko raz – w zeszłym roku, kiedy jechałam do Chorwacji. W końcu gdzie jak gdzie, ale tam słońce powinno świecić non stop! Nie śmiejcie się proszę, ale padało przez prawie tydzień, a tamtą część Europy nawiedziła największa od 100 lat powódź. Filtry wróciły praktycznie nietknięte (posmarowałam się nimi tylko kilka razy pod koniec wyjazdu), a ja uznałam, że w przyszłym roku tak nie będzie. I słowa dotrzymałam – w torbie kremów nie mam – w Brukseli pewnie znajdę jakiś supermarket, prawda?:)

slonce_blog2Źródło: Paulo Brandão / Foter / Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

2. Preparaty na przeziębienie

Kolejna rzecz, na którą jest mi po prostu żal miejsca w kosmetyczce. Jakie jest prawdopodobieństwo, że się przeziębię na wczasach i będę potrzebowała leków na już? Niewielkie. Przez całe moje życie przeziębiłam się na wczasach raz – chociaż i to byłoby zbyt duże słowo, bo po prostu gardło mnie bolało od siedzenia wieczorem przy ognisku. Z tego też względu nie pakuję do swojej torby żadnych Gripexów, Fervexów i innych tego typu kwiatków. Żal mi na nie miejsca i pieniędzy. Jeżeli dorwie mnie gorączka, będę się leczyć ibuprofenem – w końcu działa nie tylko przeciwbólowo, ale również przeciwgorączkowo. Z całą resztą sobie poradzę. Teoretycznie gorzej powinno być tylko z moim mężem – w końcu jak to swego czasu powiedziała moja pani doktor, „mężczyźni nie chorują, oni od razu umierają”. Całe szczęście, T. stanowi wyjątek potwierdzający regułę:)


3. Tabletki przeciwalergiczne

Ktoś się kiedyś ze mnie śmiał, że jako farmaceutka zabieram pewnie na wczasy całą aptekę. Zdziwił się bardzo, kiedy się okazało, że aż tak źle to nie jest. Nigdy nie biorę ze sobą chociażby tabletek przeciwalergicznych. Allertec, Zyrtec – to nie dla mnie. Alergiczką nie jestem, mój mąż – również, więc i leków nie potrzebujemy, w szczególności, że i samochodu lepiej po nich nie prowadzić, a my akurat przemieszczamy się zazwyczaj całkiem sporo. Jedynym lekiem typowo przeciwalergicznym jaki ze sobą zabieram jest Hydrocortisonum w maści. Jest to jedyna maść sterydowa wydawana bez recepty, więc skrzętnie to wykorzystuję i zabieram ją ze sobą na wczasy, na wypadek gdyby jakiś owad użądlił albo w krzaki jakieś się weszło. Hydrokortyzon jest jednym z najsłabszych sterydów, ale świetnie się nadaje na takie wypadki, dlatego ma zawsze zapewnione miejsce w mojej apteczce. W przeciwieństwie do tabletek – może kiedyś tego tego pożałuję, ale na razie (odpukać) mi się to nie zdarzyło:)

A jakie leki Wy ze sobą zabieracie? Macie medykamenty, których nigdy nie bierzecie? Jak wygląda Wasza wyjazdowa apteczka? Czekam na Wasze komentarze!

P.S. Wpis ten jest uzupełnieniem artykułu, w którym pisałam o lekach, które mogłyby się znaleźć w waszej urlopowej apteczce.

Zdjęcie główne: Austrian Airlines / Foter / Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

Facebook0Google+0Twitter0Email

2 komentarzy o: “Niedzielne Trzy po Trzy: Rzeczy, które zawsze mam w swojej wyjazdowej apteczce.

  1. Dodam od siebie, że w dalekie podróże warto zaopatrzyć się w probiotyki. Ich dostępność jest utrudniona i niezbyt popularna, a na wiele przypadłości przypisuje się kombinacje antybiotyków.

    • Nie bez znaczenia jest również to, że w podróży (w szczególności w dalsze rejony świata) możemy zetknąć się z bakteriami, do których niekoniecznie jesteśmy przyzwyczajeni:) A później już tylko biegunki, bóle brzucha… Na pewno wiecie o czym mówią:) Odbudowanie prawidłowej flory jelitowej będzie wówczas zbawienne!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *