Wycofany Niquitin, dziurawe prawo i samowolka w sklepach, czyli krótka opowieść o tym dlaczego leki powinniśmy kupować tylko w aptekach.

My, Polacy, mamy kilka ważnych wad. Pijemy za dużo i do lekarza chodzimy za mało. Na forach internetowych uwielbiamy rzucać mięsem i wypominać komu popadnie, że zgubił przecinek. Przecież tacy z nas puryści językowi! Jedną z najgorszych dla mnie wad jest natomiast to, że zajmujemy się pewnymi sprawami dopiero wówczas, gdy coś się wydarzy. I to najlepiej coś medialnego, o czym mogą trąbić wszystkie portale informacyjne. Kontrole trzeźwości nasilamy dopiero wówczas, gdy pijany kierowca zabije 6 osób. Czasem pracy lekarzy przejmujemy się dopiero wówczas, gdy ten mało nie dostanie zawału z przemęczenia, a na oddziale nie umrze pacjentka, która nie miała należytej opieki, bo lekarz odsypiał poprzedni dyżur. Czy sprzedażą pozaapteczną leków również zajmiemy się wówczas, gdy 20-letnia kobieta zatruje się tabletką przeciwbólową, której opakowanie grzało się przez kilka ostatnich tygodni za szybą kiosku? Przecież w nim jest tylko z 40 stopni…

Wiem, że większość osób żyje teraz informacjami o Kijowie i o zalążku wojny domowej, który coraz bardziej się tam rozwija. Wiem też, że nie każdy interesuje się na co dzień informacjami ze świata farmaceutycznego. My, farmaceuci, jesteśmy jednak na bieżąco z tego typu informacjami. Mamy nasze ulubione portale, blogi, magazyny i fora internetowe. I to właśnie na jednym z takich for rozgorzała gorąca dyskusja na temat wycofania ze sprzedaży popularnego preparatu na rzucanie palenia - Niquitinu. Ale ktoś zorientowany w tematyce wycofań leków mógłby się zapytać: no i o co chodzi? Nie on pierwszy, nie ostatni.

No właśnie, o co chodzi?


Wycofanie leku z obrotu? Dla apteki to nie nowość

Czy sprzedażą pozaapteczną leków również zajmiemy się wówczas, gdy 20-letnia kobieta zatruje się tabletką przeciwbólową? Dzień 18.lutego 2014 roku zaczął się w polskich aptekach standardowo. Otwarcie lokalu, fartuch na plecy, szybka kawka, pierwsza dostawa towaru i włączenie komputerów. A w komputerach informacja od Głównego Inspektora Farmaceutycznego (GIF) o wycofaniu z obrotu na terenie całego kraju produktu leczniczego marki Niquitin, a konkretniej tabletek do ssania (Niquitin Mini – 1,5mg/4mg) oraz pastylek do ssania (Niquitin – 2mg/4mg). Zgodnie z komunikatem GIF oraz producenta (GSK) powodem wycofania było „stwierdzenie odchyleń od standardów jakościowych w procesie produkcji tych preparatów w fabryce w Aiken w Stanach Zjednoczonych„. Gdyby ktoś potrzebował zajrzeć do tego komunikatu to oryginał można znaleźć pod tym linkiem. Dla nas nie jest to żadna nowość – co rusz wycofywane są jakieś produkty lecznicze. Niektóre na okres kilku tygodni, a inne na wieki wieków. Czasami wycofanie dotyczy ostatniej partii i blokuje się pojedyncze opakowania, a niekiedy (jak miało to miejsce w przypadku słynnego Fervexu) blokuje się wszystko, co ma się na stanie.

Warto dodać, że decyzjom tego typu nadaje się tzw. rygor natychmiastowej wykonalności. Tak było i w tym przypadku. Z polskiego na nasze oznacza to, że od momentu pojawienia się takiego komunikatu nie mam prawa wypuścić takiego „wadliwego” leku z apteki. I nie pomogą tutaj żadne prośby, błagania i trzepotanie rzęskami. Komuś coś się stanie – moja wina, bo przecież dopuściłam do sprzedaży czegoś, co zostało wycofane. Proste.

zakupy_blogŹródło: Walmart Corporate / Foter / CC BY

Czy sklepy mają tak samo? Niekoniecznie.

Już w momencie pojawienia się komunikatu, na forach internetowych i blogach pojawiło się pytanie czy sklepy spożywcze, kioski, drogerie, stacje benzynowe i wszystkie miejsca poza apteką, w których można dostać Niquitin również dostosują się go decyzji GIF. Pytanie było to poniekąd retoryczne, bo i tak wiedzieliśmy jak się sprawa skończy. Długo nie musieliśmy czekać – już następnego dnia pojawiły się zdjęcia rzekomo „wycofanych” pastylek, które bez problemu można było dostać w Rossmanie. A jak można było dostać w Rossmanie to zapewne i w kiosku na rogu, i zwykłych marketach. Link do takiego zdjęcia znajdziecie chociażby pod tym linkiem. Pojawiły się również komentarze farmaceutów, do których wracały osoby którym udało się kupić opakowanie tabletek (np. w drogerii po drugiej stronie ulicy), mimo iż od aptekarza usłyszały kilka minut wcześniej, że produkt został wycofany i nigdzie go na razie nie dostaną. Jak widać, określenie „nigdzie” obejmuje tylko apteki i hurtownie farmaceutyczne.

niquitin1niquitin2niquitin3niquitin4Źródło zdjęć: www.farmacja.net

Jeżeli GIF nie kontroluje leków to kto ma to robić?

GIF nie kontroluje tego, co się dzieje na naszym rodzimym rynku leków. Zaistniała sytuacja świetnie pokazała to, o czym aptekarze mówili już od dawna – GIF nie kontroluje tego, co się dzieje na naszym rodzimym rynku farmaceutycznym. Zadam więc pytanie: kto ma to kontrolować? Farmaceuci? Sanepid? Pani Ania z Rossmanna? Podstawowym problemem sprzedaży pozaaptecznej jest to, że nie jest ona kontrolowana przez instytucje farmaceutyczne – w praktyce sprowadza się to do tego, że ich komunikaty do drogerii czy stacji benzynowych po prostu nie docierają, a coś co jest już dawno wycofane w aptekach jest jednocześnie swobodnie dostępne w pierwszym lepszym osiedlowym sklepie. Czy tylko ja dochodzę do wniosku, że coś jest nie tak?

Ktoś mógłby powiedzieć, że w sklepach znajdują się inne leki niż w aptekach. Faktycznie, różnice niekiedy są – Gripex Control widziałam tylko w Biedronce. Tak samo nigdy nie kupiłam w aptece małego, 8-tabletkowego, opakowania Strepsilsu. Ale wiele leków i suplementów trafia na półki, zarówno sklepowe, jak i apteczne, z tej samej linii produkcyjnej. Dopiero dostawcy rozwożą to dalej to określonych punktów. Innymi słowy, jeżeli coś jest nie tak w naszych opakowaniach to w sklepowych będzie to samo. Na dowód tego spójrzcie jakie serie Niquitinów zostały wycofane, a następnie porównajcie to z opakowaniem kupionym w Rossmannie. Albo mi się wydaje, albo tego opakowania nikt nie miał prawa kupić.


Zmienimy coś dopiero, gdy komuś stanie się krzywda?

W sklepach, kioskach i na stacjach benzynowych panuje całkowita samowolka, jeśli chodzi o leki. Temperatura przechowywania? Kto by się tym przejmował! Jak sądzicie, jaki jest rozstrzał temperatur w wolnostojącym kiosku w ciągu roku? Od +40 w lecie do -20 zimą? Jak myślicie, jaka może być temperatura opakowania Apapu stojącego przy szybce (bo przecież towar każdy musi zobaczyć)? Śmiem twierdzić, że jest mu całkiem ciepło. Kto w supermarkecie kontroluje wilgotność? Już widzę jak pani Krysia wybiega z kasy i biega z higrometrem. Dorwijcie pierwszego, lepszego chemika i zapytajcie się go, co się dzieje z substancjami leczniczymi jeżeli przechowuje się je w innych warunkach niż zlecił to producent. Czy ktoś ma ochotę na podgotowaną aspirynkę? Bo ja podziękuję.

tabletki_blog3Źródło: Muffet / Foter / CC BY

Gdyby ktoś miał wątpliwości – w aptece kontrolujemy nie tylko temperaturę, ale i wilgotność powietrza. Jeżeli wpadnie do nas kontrola i stwierdzi nieprawidłowości w przechowywaniu nawet tej głupiej aspiryny to jej świętym prawem jest nawet nakaz jej zutylizowania. A w sklepie? Hulaj dusza, piekła nie ma. Kontroli również.

W sklepach, kioskach i na stacjach benzynowych panuje całkowita samowolka, jeśli chodzi o leki. Inne kwestia to „profesjonalne” doradztwo, jakie możecie uzyskać od kasjerki w osiedlowym sklepie albo pana ze stacji benzynowej. Żeby nie było wątpliwości, nic do nich nie mam (pozdrowienia dla mojej ulubionej pani z 1. kasy w Biedronce!), bo tak samo jak ja nie muszę się znać na tych wszystkich rodzajach mięs, tak samo one nie muszę się znać na lekach, ale wiem jak to się może niekiedy skończyć. Wiedziały również o tym osoby przygotowujące filmik „Leki Tylko z Apteki”, który można znaleźć na popularnym serwisie YouTube. Gdyby ktoś miał wątpliwości – wbrew temu, co stwierdziła pani przy kasie Apap nie jest dobrym lekiem na kaca, a jego połączenie z alkoholem może skutkować uszkodzeniem wątroby. Ale tego się w sklepie nie dowiecie.

Moja koleżanka znalazła kiedyś na półce w markecie przeterminowany Ibuprom. Widziałam również opakowanie aspiryny wśród żelkowych misiów. Idealne miejsce do przechowywania leków. Najlepiej niech jakieś dziecko się do tego dostanie. Dodajmy do tego jeszcze problemy z wycofywaniem produktów i okazuje się, że leki ze sklepu nie są wcale takie bezpieczne, jak mogłoby się wydawać.


Farmaceuci protestują. I przy okazji się nasłuchają.

O podstawowych problemach sprzedaży pozaaptecznej co jakiś czas mówi Naczelna Izba Aptekarska. Temat przedostaje się na pierwsze strony serwisów informacyjnych i wówczas się zaczyna – że aptekarze to złodzieje, że chcemy wykosić konkurencję, żebyśmy nie zaglądali komuś do gardła i nie dbali o jego zdrowie za niego. Tego typu komentarze średnio mnie ruszają, bo nie przyjmuję krytyki od osób, które o mojej pracy wiedzą tyle co ja o budowie kosiarki spalinowej. Za każdym razem mam ochotę odpowiedzieć tak samo – chcecie, to kupujcie. Tylko nie narzekajcie później, że łyknęliście coś, co powinno być wycofane z rynku już dobrych kilka tygodni. Bo z wycofaniami jest tak, że dotyczą niekiedy „głupot” – coś się źle miesza albo blister się krzywo zgrzał – ale często dotyczą również błędów poważnych: przekroczonych dawek substancji leczniczej (bo komuś się maszyna na pasie produkcyjnym przestawiła), zakażenia mikrobiologicznego (z tego powodu miał być wycofany Fervex) i wielu, wielu innych uszczerbków.

A cena? Wybaczcie, ale jak ktoś powie, że w sklepie jest taniej to zgrzeszy. Moim zboczeniem zawodowym jest obserwowanie półki z medykamentami podczas stania w kolejce w markecie. I wybaczcie, ale jeżeli ktoś płaci w sklepie 9zł za 8 tabletek Strepsilsu, podczas gdy w aptece zapłaciłby tyle samo za tabletek 16 to daje się po prostu naciągnąć. Albo liczyć nie umie. Ja z matematyki taka kiepska nie byłam i zawsze skręcę do apteki, gdy potrzebuję tabletek na ból gardła. I taniej, i bezpieczniej. Ale wszystko jest kwestią wyboru, prawda?

Na koniec mam jeszcze tylko małą prośbę do moich Czytelników. Nigdy Was o to nie prosiłam i pewnie prosić dłuuugo nie będę, ale jeżeli zgadzacie się ze mną w kwestii wątpliwego bezpieczeństwa medykamentów z marketu, to udostępnijcie proszę ten post na Facebooku czy Google. Sprawa z Niquitinem pewnie szybko ucichnie, bo media mają teraz sto innych tematów, a ja uważam, że o takich rzeczach powinno się mówić. I tak jak napisałam – nikogo nie namawiam do kupowania leków w aptece, bo mamona będzie mi dzwonić po kieszeni aż miło. Tu chodzi o świadomy wybór. I wiedzę o tym, że tak samo jak apteka nigdy nie będzie do końca sklepem, tak samo sklep nigdy nie będzie do końca apteką.
Pozdrawiam serdecznie,
Ewelina :)

Zdjęcie główne: Vladimir Fedotov from Flickr.com

Facebook0Google+0Twitter0Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *